Przez lata uważaliśmy tą dekadę za najbardziej wstydliwą w historii. Dziś jednak z sentymentem wspominamy ówczesną modę, a niektóre jej elementy coraz śmielej wprowadzamy do szaf.
Moda w latach 90 miała dwa główne nurty, które gdzieniegdzie się stykały, choć były w zasadzie swoim przeciwieństwem. Pierwszy z nich to minimalizm w stylu Kenzo i Calvina Klaina. Proste dżinsy, tank-topy, białe t-shirty, czarne swetry, proste sukienki mini lub maksi – to w tych elementach widywaliśmy na zdjęciach Kate Moss czy Cindy Crawford. Z drugiej strony, istniał również drugi nurt, pełen złotej biżuterii, wzorzystych garsonek i swetrów czy sukienek w tysiące kolorowych kwiatów. Na bluzach modne były najdziwniejsze wzory i napisy a przesada była dozwolona w zasadzie we wszystkim – np. w butach na koturnie, fryzurach czy kolczykach. Te dwa nurty stykały się chyba tylko w stylu grunge, który łączył wytarte swetry, dżinsy i koszule, z kolorowymi bluzami czy sukienkami w kwiaty. Moda damska tamtego okresu to również ekstremalna seksualność, jak u Geri ze Spicegirls noszącej cekinowe mini z których wystawał zarówno biust, jak i majtki, czy u Pameli Anderson, występującej najczęściej w samym kostiumie kąpielowym czy obcisłej, białej bluzce. I choć długo wydawało się, że do tych trendów na pewno nie powrócimy, myliliśmy się. Pierwsze lata po roku 2010 to powrót do lat '90 – początkowo hipsterzy zaczęli przypominać sobie o wzorzystych swetrach i bluzach, później po sukienki i t-shirty z tamtej dekady sięgnęły największe domy mody z Kenzo, Balanciagą czy Marni na czele.